poniedziałek, 2 maja 2011

"INTELIGENCJA POLSKA"...

http://uwazamrze.pl/2011/02/platforma-czyli-upadek-elit-polskich/

Kolejny tekst poruszający zagadnienie tzw. inteligencji w Polsce. Zastanawiam się, czytając go, dlaczego z uporem wpycha się pojęcie tzw. elit inteligenckich w politykę? I dlaczego usilnie określa się mianem inteligencji ludzi którzy cokolwiek mają wspólnego z wykształceniem. Może należałoby zacząć od definicji inteligenta? Zajrzyjmy do czegoś, czego rzeczywisty i prawdziwy, bo uczciwy inteligent nie powinien używać, czyli do opracowania, które wpadło mi w ręce po "wyguglowaniu" hasła:

http://www.sciaga.pl/tekst/12910-13-inteligent_w_literaturze_xx_wieku_jaki_jest

Wynikałoby z tego, że na przestrzeni epok pojęcie "inteligenta" zmieniało się, ale zawsze towarzyszył mu wizerunek osoby przede wszystkim zaangażowanej społecznie? Hmmm. Nie wiem, czy wpisuje się to w dosyć powierzchowne potraktowanie przez autora cytowanego artykułu pojęcia "inteligencji polskiej", do której wrzucając niejako do jednego worka, zaliczono wszystkich, którzy albo się kształcą, albo mieszkają w miastach, albo są profesorami, albo.... właśnie, co jest miarą inteligencji, albo inaczej... kim trzeba być, żeby zostać zaliczonym do grona "intelektualnych elit"? Trzeba rzeczywiście czytać "właściwe" gazety? Trzeba się kształcić czy być profesorem? Czy to wystarcza, żeby zostać zaliczonym do grona "inteligencji"? A może wystarczy urodzić się w rodzinie "inteligenckiej"? Ale w takim razie jakiej? Profesorskiej, biznesowej, bogatej, z tradycjami, patriotycznej?
Faktem jest, że kiedy mówimy o jakichkolwiek "wyższych wartościach", zawsze pojawia się pojęcie "inteligencji". A jak to jest naprawdę z tą inteligencją?
Czy rzeczywiście można w prosty sposób zaszufladkować ludzi do takich kategorii? Według jakich reguł? Czy jest to potrzebne?
Od dawna mam tutaj sporo dylematów, i mimo braku ich rozwiązania i niejasności mojej własnej definicji "inteligencji" rodzi się we mnie bunt, kiedy czytam takie artykuły jak wyżej. Gdzieś podświadomie i bardziej z wyczucia niż konkretnej definicji nie pasuje mi masowe podejście do pojęcia "inteligencji" i wpychanie  jej w objęcia polityki, chociaż to sugeruje artykuł w ze Ściągi, gdzie inteligencja była kreowana przez społeczeństwo na elity rządzące. Mam wrażenie sprzeczności i wykluczania się pewnych pojęć. Jak można pisać o elitach inteligenckich i jednocześnie masowo określać mianem inteligencji studentów! Czy wystarczającą miarą pojęcia "inteligent" jest fakt studiowania? W moim pojęciu absolutnie nie, a nawet wręcz przeciwnie. Więc jak to jest z tą inteligencją?

Mam wrażenie, że bardzo spłyciliśmy to pojęcie, niejako dostosowując je do potrzeb medialnych, politycznych również.

Kim jest dla mnie "inteligent"? Bardzo mgliście i ogólnie formułując wizerunek takiej osoby widzę przed oczami osobę kulturalną, z nienagannymi manierami, wykształconą ( wykształcenie  jako jeden z elementów ogólnoludzkiej "ogłady"), wszechstronnie "oczytaną", czyli potrafiącą wypowiedzieć się w różnych tematach, ale i zająć stanowisko lub przynajmniej wysłuchać ze zrozumieniem opinii innych w tematach sobie nie znanych. Tradycja, patriotyzm? Tutaj jestem ostrożny, bo pojęcie patriotyzmu różnie różni ludzie rozumieją. Czy nacjonalizm, skrajnie narodowościowe postawy to patriotyzm? Nie jestem pewien, ale każdy ma prawo do własnego podejścia w temacie tożsamości narodowej.

Myślę, że temat ten, czyli pojęcie "inteligenta" jest tematem"rozwojowym".... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz