środa, 1 czerwca 2011

DYSTANS...

Od wizyty Baraka Obamy w Polsce nie oglądam wiadomości telewizyjnych, nie wsłuchuję się w komentarze, a mimo to dobiegają do mnie odgłosy medialnej wrzawy. Że Napieralski się fotografował telefonem, że Tusk zażartował, że samolot zawrócił po zderzeniu z ptakiem, że żołnierze z Afganistanu...że, że, że... Nie sposób uchronić się przed takimi przeciekami... Kiedy takie przekazy stanowią tylko tło, nie jest źle, wpuszczam je jednym uchem, wypuszczam drugim. Teraz, z perspektywy postanowień, widzę dopiero, jak bardzo można "zapamiętać się" w analizowaniu medialnej rzeczywistości. Od zawsze byłem przyzwyczajony do grającego przez cały dzień pudełka telewizora w domu, ale jako dzieciak nie zwracałem uwagi tak bardzo na to, co tam pokazują. Więc co się stało, co się zmieniło? Czy ja się zmieniłem, czy to przekaz nabrał innej "mocy" czy "siły"? Chyba jedno i drugie. Niepostrzeżenie zawładnęły mną, a jak widzę, coraz doskonalsze techniki marketingu medialnego, cichutko w nasze życie zakradli się specjaliści od mediów, w perfekcyjny sposób dostosowujący transmisje do naszych potrzeb i postrzegania. Z drugiej strony dziennikarstwo znacznie uprościło sobie wypełnienie czasu antenowego pokazywaniem tego, co jest im najłatwiej uchwycić. Jeżeli politycy sami pchają się przed kamery, za darmo organizują twórcom programów show, dlaczego z tego nie korzystać? Połowa roboty odpada z poszukiwaniem ciekawych materiałów, wysiłkiem intelektualnym stworzenia mądrego i rzetelnego przekazu... Daliśmy wmówić sobie, że panowie w garniturach są ważnym elementem naszego życia, że codzienną "nudę" naszego otoczenia należy ubarwić obrzydliwymi słowami "celebryta" i "lanser". Czy to nowość? Raczej nie, ale nie pamiętam, żeby się tak zapamiętywać w obserwowaniu życia innych. Z czego to wynika? Może tak jest łatwiej, niż samemu wymyślać "barwy własnego życia"? a ono toczy się tu i teraz, dotyczy nas samych, i ani panowie w garnitrach, ani "gwiazdy" show biznesu nie mają na nie większego wpływu...